Pigwowiec i marchew – ciasto, dżem i galaretka
Jesień dla mnie to oczywiście grzyby, pomarańczowe dynie, bezwstydnie rozpychające się w powoli zanikającym, do niedawna obfitym listowiu. To także i owoce pigwowca, nigdy nie chcące całkowicie dojrzeć w moim zacienionym ogrodzie. Podobnie, jak i rododendrony, wyhodowane przeze mnie z nasion, również i krzaki pigwowców pochodzą z rozsadnika ogrodu botanicznego mojej byłej szkoły w Brynku.
Mam w ogrodzie dwa rodzaje pigwowca – japoński i pośredni. Owoce obu są bardzo aromatyczne i … strasznie twarde. Ich obróbka to prawdziwa katorga 🙂 Zdecydowanie jednak warto się poświęcić i przerobić parę kilogramów tego, wydawałoby się bardzo suchego owocu. Wystarczy jednak przekroić go, wydrążyć nasiona i pokroić na plasterki a następnie zasypać cukrem, aby otrzymać już po paru godzinach mnóstwo aromatycznego i bardzo zdrowego soku.
Tym razem jednak postanowiłem za namową mamy, zrobić z nich galaretkę. Co prawda sam nie jem zbyt wielu powideł, dżemów, czy galaretek, ale z pewnością znajdą się ich inni amatorzy!
Pokroiłem więc każdy owoc na 4-6 kawałków, wyrzucając mnóstwo pestek. Uzbierało mi się ok. 4 kg owoców, które pogotowałem na wolnym ogniu przez ok. pół godziny. Wody nalałem tylko tyle, aby przykryła ona owoce. Wrzuciłem do niej też kilka szyszeczek z nasionami kardamonu. Pigwowce nie były po tym czasie jeszcze rozgotowane, ale już miękkie. O to też mi chodziło – oddały wodzie to co najlepsze. Ostrożnie przecedziłem wywar i na każdy litr płynu dodałem mniej więcej pół kilo cukru. Piszę mniej więcej, bo cukru dodajemy w zasadzie wg. uznania – pigwowce nie zawsze są w pełni dojrzałe i w zależności od tego można go dodać trochę więcej, lub mniej.
Całość gotowałem ok. 2 godzin, aż sok zmienił zabarwienie z jasnożółtego na ciemnoczerwony. Do części soku dodałem również kilka gałązek … rozmarynu. Zobaczymy za jakiś czas, co wyniknie z tego mini eksperymentu 🙂 Gorący sok, czy raczej już syrop, wlałem do słoiczków i natychmiast mocno je zakręciwszy, odwróciłem pokrywką na dół. Zostały odwrócone po kilku godzinach, kiedy już całkowicie ostygły.
Po tej galaretkowej operacji pozostał mi całkiem spory stos ugotowanych pigwowców. Żal było je wyrzucać, zostały więc zmiksowane w niezawodnym Thermomixie z cukrem (i znów dodałem go do smaku). Postanowiłem bowiem zrobić z nich marmoladę. Przy okazji tej próby dokonałem „wielkopomnego” odkrycia. Powstały po miksowaniu delikatny mus okazał się sam w sobie niesamowicie smaczny! Na marmoladę przeznaczyłem więc jedynie część pulpy owocowej, pozostałą przeznaczając do … zamrożenia. Na pewno zostanie wykorzystana w późniejszym czasie w różnych przepisach. Doskonale spisuje się np. jako sorbet. Dodałem ją również do bitej śmietany, którą zaserwowałem razem z ciastem marchewkowym, o którym za chwilę.
Pulpę rozłożyłem więc do kilku grubszych woreczków foliowych, tak aby łatwiej było potem je wykorzystać a z reszty tak jak powiedziałem, zrobiłem prosty dżem. Dodałem tylko cukier i pogotowałem ok. 1,5 godz. na wolnym ogniu, mieszając go oczywiście jak najczęściej. Część pulpy ugotowałem w Thermomixie (1 godz. w temp. 100 st.) i to jest następne udane wykorzystanie możliwości tej maszynki. Dżem bowiem sam się miesza przez cały czas gotowania i nie przypala się.
Wreszcie przyszedł czas na ciasto marchewkowe. Mamy takie jedno rodzinne, zapisane od dawna w domowym zeszycie z przepisami. Tym razem jednak nieco je zmodyfikowałem, orzechy włoskie zastępując zmielonymi migdałami a zamiast zwyczajowych rodzynek, wrzuciłem groszek z czekolady.
Ciasto marchewkowe z dżemem z pigwowca
Ciasto: 1 1/4 szklanki oleju roślinnego, 4 jaja, 2 szklanki drobno startej marchwi, 2 szklanki mąki, 2 szklanki cukru, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, 2 łyżeczki sody, 2 łyżeczki cynamonu, 2 łyżeczki imbiru w proszku lub 1 łyżeczka świeżo startego imbiru, 150 g migdałów bez skórki lub 4 łyżki posiekanych orzechów włoskich, 3 łyżki sezamu, 2 łyżki czekoladowych groszków lub czekolady pokrojonej na drobne kawałki, szczypta soli, dżem z pigwowca lub z innych kwaskowatych owoców do przełożenia ciasta, ewentualnie garść wcześniej namoczonych (np. w rumie lub porto) rodzynek
Polewa czekoladowa: 100 g gorzkiej czekolady, 200 ml śmietany 30%
Jajka utrzeć z cukrem. Stopniowo dodawać mąkę, zmiksowane wcześniej migdały (lub pokrojone orzechy), sezam i olej. Na koniec wrzucić startą marchew, imbir, cynamon, sodę i proszek do pieczenia oraz wcześniej namoczone rodzynki (jeśli zdecydowaliśmy się na ich użycie w przepisie) lub czekoladę.
Całość wylewamy na natłuszczoną i posypaną tartą bułką (lub wyłożoną lekko natłuszczonym papierem do pieczenia) blachę. Piec 45 – 55 min w temp. 200 st. Po upieczeniu pozwolić ciastu lekko wystygnąć i ostrożnie wyjąć je na kratkę. Ja wyłożyłem blaszkę papierem do pieczenia tak, aby wystawał on poza brzegi, co ułatwiło mi znacznie późniejsze wyjęcie ciasta – chwyciłem po prostu za brzegi papieru i w ten sposób ciasto „samo” wyszło z blachy.
Po wystygnięciu ciasta przekroiłem je ostrym nożem na dwie warstwy, każdą z nich smarując dżemem z pigwowca.
Następnie przygotowałem polewę czekoladową – zagotowałem śmietankę i wrzuciłem do niej uprzednio pociętą na drobne kawałki czekoladę. Dokładnie wymieszałem, tak aż powstała gładka masa. Ciasto położyłem na kratce i dokładnie pokryłem je polewą, pozwalając nadmiarowi czekolady spłynąć z kratki na podłożoną pod nią podkładkę.
Do ciasta można dodatkowo podać bitą śmietanę, wymieszaną z pulpą z pigwowca.